Strony

czwartek, 12 marca 2015

Piosenki 2015 #3



W ostatnim czasie pojawiło się kilka kawałków, o których po prostu trzeba coś napisać. Czyli tym razem parę zdań o nowych wałkach Gangu Albanii, Tame Impala i Carly Rae Jepsen. Check it.



Gang Albanii
"Kokainowy baron"
posłuchaj »

Wow, jednak Gang Albanii naprawdę się nie pierdoli, i jak dostarcza hita, to na pełnej kurwie. Popek, Borixon i Alibaba nie tylko rozjebali Internet (i wciąż rozjebują), ale jeszcze Z IMPETEM wkroczyli do każdej szanującej się nocnej miejscówki. "Prawdziwi Albańczycy, a nie jacyś podrabiańcy". Do końca nie wiadomo, co mogą odjebać na już będącym legendą albumie Królowie życia, ale jeśli to będzie zestaw takich grzmotów, jak "Kokainowy baron", to trochę ciężko będzie się pozbierać. Sytuacja jest taka, że pomimo chujowych nawijek, Gang pokazuje, że z polskim rapem można zrobić jeszcze interesujące rzeczy. Pomijam genialną część Popka ("Nooowa płyta, Gang z Albaniii / Nasi faaani tańczą najebaaani" — co tam się wydarzyło; a z klipem to już w ogóle mistrzostwo nie do pobicia), będącą niekwestionowanym hajlajtem tracka, i zwrócę uwagę na beat, który choć do bólu prosty, brzmi jak rojący się w umyśle naćpanego dresa na GRUBEJ techno WIKSIE, co tylko dodaje uroku i jakiegoś niewysłowionego, melancholijnego czaru. No bo jaki tu jest refren... A tak poza tym, na zupełnym marginesie, ten podkład wcale nie jest jakoś bardzo odległy od tego, co obecnie wykręcają typy w PC Music (seeerio!). Tylko czekać, jak do Gangu Albanii zgłosi się A. G. Cook z zapytaniem o wyprodukowanie następnego singla — to byłby hit, o którym pisałoby się od wszędzie: od FACT Mag po Onet Muzykę. Ale na razie i tak jest moc. Oby tylko to się utrzymało na longplayu.

Tame Impala
"Let It Happen"
posłuchaj »

Właściwie od samego początku, od kiedy dowiedziałem się o Tame Impala, traktuję ten twór niemal bezkrytycznie. Dwa longplaye: Innerspeaker i Lonerism, plasują się obecnie wysoko na mojej liście dekady (zwłaszcza ten drugi), a sam Kevin Parker, czyli sprawca zamieszania, to dla mnie jeden z najzdolniejszych songwriterów MŁODEGO POKOLENIA. Jak widać same pochwały. Ale mam świadomość, że ten gość jeszcze wciąż nie nagrał swojego opus magnum. Sam przyznam, że mój początkowy entuzjazm dotyczący sofomora lekko spadł (jednak Parker nie napisał tam takich piosenek), ale wciąż ten jednoosobowy w zasadzie, australijski projekt jest czymś unikalnym na mapie całej współczesnej muzyki pop. Dlatego gdy tylko w sieci pojawił się najnowszy, zapowiadający trzeci już album, utwór, od razu rzuciłem się w wir słuchania. I co się okazuje? Tym razem trochę się pozmieniało, to już nie są te zeppelinowsko-beatlesowskie obyczaje znane z wcześniejszych nagrań. Jasne, posmak został, choćby w produkcji, której już chyba zawsze Parker będzie wierny, ale w "Let It Happen" mamy nieco inne warunki. Nie ma gitary na pierwszej planie — wszystko rozgrywa się w rytmie i w syntezatorowych pasmach. Parker znowu stawia nie niezbyt codzienne metrum (w drugiej części obieg zamyka się po trzech taktach), i jak zwykle wycina doń jędrne i chwytliwe melodie. Ta najbardziej wyeksponowana, będąca wiodącym motywem, pojawia się na 2:40. Wzorek natychmiast przylepia się do pamięci, a gdy dochodzą do niego zgrabnie wmiksowane dzwoneczki, melodia do nucenia na kilka następnych godzin czy nawet dni zostaje wybrana jednogłośnie. W dalszej części spotkamy jeszcze bezwzględne, mechaniczne powtórzenia, przywołujące zabiegi znane z Human After All. Nieprzypadkowo sięgam po ten odnośnik, bo przy ujściu Parker nakłada na swój wokal auto-tune'owy podkład i brzmi znowu jak Casablancas na Random Access Memory. Mamy też syntetyczne smyczki (chyba efekt ziomkowania się Wayne'em Coyne'em), elegancko roztapiające się i dające nowy, wyłaniający się z przefiltrowanej 60sowej warstwy deseń. Wreszcie pojawia się surowo-brudny, gitarowy riff i wszystko finiszuje w pięknej, rozmarzonej końcówce, w której wszystko się przenika i wzorowo zamyka całą kompozycję. Prawdopodobnie ta mikro-suita będzie wieńczyć najnowszy album Tame Impala, ale o tym jeszcze się przekonamy. Ważne, że Parker odnalazł nowy sposób wyrażana siebie, bo wciąż jest tym samym, samotnym gościem ("I can hear I'm alone / Must be morning"), który w słodkiej, lennonowskiej manierze wokalnej dzieli się swoimi lękami od początku istnienia projektu. Czekam z niecierpliwością na LP.

Carly Rae Jepsen
"I Really Like You"
posłuchaj »

Jest też nowy singiel od Carly, który chyba również stanie się (a może już stał?) sporym hitem. Lubiłem Kiss, więc w sumie byłem całkiem ciekaw, co tym razem pokaże Kanadyjka. I wyszła jej niezła, "fajna" popowa piosenka, potwierdzająca kilka rzeczy. Piosenkarka wciąż robi to, co chyba potrafi robić najlepiej, czyli bezproblemowo trafia w gust tych, dla których liczy się radiowy potencjał. Nie bawi się w jakieś ambitne zagrywki czy kombinacje, tylko konsekwentnie dorzuca kolejny prosty song do swojego repertuaru. Z jednej strony dobrze, bo chyba wie, jak skończyłaby się zmiana kierunku czy image'u, a z drugiej po paru odsłuchach jakoś nie mam ochoty powracać do "I Really Like You". A to już o czymś świadczy, bo do "Tiny Little Bows", "This Kiss" czy "Drive" zdarza mi się powracać. Niemniej jednak refren jest całkiem nośny, żeby nie powiedzieć ekstatyczny, a zaśpiew "I Really, Really, Really, Really, Really, Really Like You" też z widomego względu łatwo zapamiętać. Także mimo wszystko jest w porządku, choć mam nadzieję, że na nowym krążku znajdą się duże lepsze numery.